Pierwszy papieros.
Gryzący dym wypełnia moje płuca. Czuję, jak krew w żyłach zaczyna krążyć nieco
szybciej. Przestępuję z nogi na nogę. Pieprzony mróz. Jak ja nienawidzę zimy!
Rozglądam się dookoła. Dwójka dzieci patrzy na mnie. Przygląda mi się uważnie i
mam wrażenie, że jeśli za krótką chwilę nie przestaną, to zrobię coś głupiego.
Och, z resztą to bez
znaczenia.
Według mojej rodziny robienie
głupich rzeczy przychodzi mi
zdecydowanie zbyt łatwo. Po pierwsze jestem łatwowierna. Dwukrotnie już
wpakowałam się w związek, w którym byłam jedynie wykorzystywana. Po drugie
jestem zdecydowanie zbyt młoda by mieszkać sama i prowadzić życie dorosłego
człowieka. I nie to żebym miała już dwadzieścia dwa lata. W mojej rodzinie
wszyscy zawsze są za młodzi by robić cokolwiek. Rzecz jasna nie wliczając w to
mojego braciszka. Bo mój starszy braciszek jest idealny.
Zgasiłam papierosa w
pośpiechu, chcąc jak najszybciej znaleźć się w jakimś ciepłym pomieszczeniu.
Nawet jeśli jest to hala sportowa, na której tak bardzo nie mam ochoty się
znaleźć. Zmusili mnie bym tutaj przyjechała. Od kiedy wyjechałam z Warszawy
byli gotowi zrobić niemalże wszystko, bym znalazła się w jakimś cywilizowanym
miejscu. I nikogo nie obchodziło przecież, że mam prawo do własnego zdania, czy
myśli. Miałam przyjechać tutaj i już.
Ochroniarzom przy
wejściu mignęłam plastikową plakietką mówiącą, że bez problemu mogę wejść nie
tylko na teren hali, ale również płytę boiska. Cóż za szczęście mnie kopnęło.
Pewnie niejedna nadgorliwa fanka chciałaby znaleźć się na moim miejscu, a
szczerze mówiąc to ja bym jej z chęcią oddała swoje miejsce. Skoro jednak
zostałam zmuszona do przybycia tutaj – oddanie plakietki nie wchodziło w
rachubę. Chociaż raz mogłam poudawać, że jestem normalną dziewczynką, która
kocha swoją rodzinę.
Przechodząc korytarzem,
powoli do moich uszu docierał ten charakterystyczny szum towarzyszący każdemu,
siatkarskiemu spotkaniu na szczycie. Mój brat miał szczęście. Takiego byłam
zdania kiedy oznajmił, że przenosi się z Warszawy do Rzeszowa. W prawdzie moje
pojęcie o siatkówce było tak nikłe, że praktycznie zerowe, ale obiło mi się o
uszy o potędze rzeszowskiej drużyny. Oczywiście nie wątpiłam w umiejętności
mojego brata. Był utalentowanym siatkarzem i takie tam, ale Rzeszów? Już
prędzej by wyjechał gdzieś za granicę. Ponoć też jakieś oferty były.
- Cześć tato –
burknęłam, zjawiając się obok mojego kochanego rodziciela. Ten zerknął na mnie
z szerokim uśmiechem zdobiącym jego usta. – To gdzie ja mam usiąść?
Wskazał ręką niedbale w
stronę stolików rozstawionych za bandami reklamowymi. Zostało jeszcze kilka
wolnych miejsc, więc bez słowa udałam się we wskazanym kierunku. Pewnie nie
powinnam przeszkadzać ojcu w ostatnich chwilach przed wejściem na antenę. Ważny
z niego człowiek i jeden z najlepszych komentatorów. Podobno.
Rozgrzewka trwała od
kilku minut. Miałam nadzieję, że braciszek jakimś cudem mnie nie zauważy, ale
tak się oczywiście nie stało. Przeprosił swoich kolegów i podszedł by się
przywitać. Oczywiście nie miał na to więcej jak trzydzieści sekund (i całe
szczęście), gdyż przyuważony przez trenera dostał całkiem niezły opieprz. Dwie
dziennikarki spojrzały na mnie pytająco. O Boże, gorzej niż z dziećmi. Pewnie
już zaczęły snuć domysły pod tytułem: to
nowa dziewczyna? Nic bardziej mylnego. Siostra. Tylko i wyłącznie. Nie
miałam jednak ochoty na tłumaczenie się.
Jakoś musiałam wytrzymać
te dwie godziny meczu. Oczywiście jak na złość zapomniałam z hotelowego pokoju
swojego telefonu, a gapienie się na wszystko dookoła przestało być fascynujące
po pięciu minutach.
- No dobrze, niech
będzie mecz – westchnęłam w końcu z rezygnacją, czekając na pierwszy gwizdek w
tym spotkaniu.
Nie było nawet tak źle.
To znaczy: mecz nie okazał się aż tak nudny. Gorzej, że rzeszowska drużyna nie
popisała się w spotkaniu z Jastrzębskim Węglem i przegrała w tie breaku. I nie
wiedzieć kiedy zleciały prawie trzy godziny. W tym czasie nie musiałam użalać
się nad własnym losem, co już samo w sobie było niesamowite. Ba, postanowiłam
nawet w jakiś sposób pocieszyć mojego brata, który wyglądał dosłownie jak zbity
pies.
- Spokojnie, to dopiero
trzeci mecz w sezonie – szepnęłam, kiedy podszedł do mnie, by przywitać się tak,
jak powinien. W odpowiedzi tylko uśmiechnął się smutno. Nawet obecność jego
ukochanej siostry nie będzie w stanie go pocieszyć. – Idziemy na bezalkoholowe
piwo?
- Korny, to chyba nie
jest najlepszy…
Nie zdążył dokończyć, bo
na jego ramieniu uwiesił się przyjmujący z numerem siedemnaście na koszulce.
Jemu humor względnie dopisywał. Może dlatego, że przed chwilą od kilku fanek
usłyszał jaki to jest przystojny, czarujący, niesamowity itd. Słyszałam na
własne uszy, przy czym o mały włos nie wybuchłam śmiechem. No bo ile miały lat
te dziewczyny? Trzynaście?
- A to kto? – Przemówił
z tym uroczym, obcym akcentem, wbijając we mnie spojrzenie. Przyznam, że
poczułam się trochę nieswojo.
- Moja siostra –
westchnął brat. – Kornelia to Nikolay. Niko poznaj Kornelię.
Uścisnęłam rękę
chłopaka. Na ogół nie ulegam pierwszemu wrażeniu, ale on był po prostu nad
wyraz czarujący. Cudowny uśmiech, błysk w oku. Idealny kandydat na chłopaka.
Oczywiście nie dla mnie. Ja nie potrzebuję siatkarza, który bywa wszędzie i
poznaje dziennie dziesiątki pięknych dziewczyn. Poza tym jestem osobą
niezależną. Do szczęścia wystarcza mi moja własna osoba.
Fabian Drzyzga
zdecydowanie nie jest głupi. Widząc co się święci natychmiast odprawił swojego
kolegę do szatni, gdzie podobno już dawno powinien się zjawić i wysłuchać
porządnego ochrzanu ze strony trenera.
- Poczekasz na mnie? Pół
godziny i jestem z powrotem.
- Pewnie.
Mogłam zdobyć się na
krótką rozmowę z bratem. Do tego widziałam już ojca zmierzającego w moją stronę.
On najwidoczniej też miał kilka spraw, które pilnie musiał ze mną omówić. Nie
pozostało mi nic innego, jak przywdziać na usta szeroki, życzliwy uśmiech.
Zupełnie taki sam, jakim obdarował mnie Nikolay. Z tą różnicą, że mój został
wymuszony.
- Dziękuję, że
przyjechałaś – oznajmił oficjalnym tonem, wskazując ponownie na stoliki dla
dziennikarzy. – Mam dla ciebie propozycję.
- Wiedziałam! –
Klasnęłam w dłonie, śmiejąc się przy tym cicho. – Bezinteresowność nie leży w
twojej naturze. Więc czego chcesz?
- Może wreszcie zmienisz
o mnie zdanie. Znalazłem dla ciebie dobrą pracę.
- Nie potrzebuję twojej
pomocy – warknęłam. Ojciec doskonale wiedział, że od dobrych sześciu miesięcy
mam pracę. W prawdzie nie taką wymarzona, ale prawie dziesięć złotych za
godzinę na rękę to już coś w tych czasach.
- Zostaniesz w Rzeszowie
i będziesz pracować dla klubu. Będziesz asystentką trenera, czy coś tam.
- Nie ma mowy. Nie będą
dziewczyną typu: przynieś, wynieś, pozamiataj. Nie interesuję się siatkówką i
nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Podobnie jak z tobą i resztą tej powalonej
rodziny!
Przestałam panować nad
tonem głosu, przez co usłyszało mnie chyba całe Podpromie. Ja mam swoją godność
i dumę. Może nieco za wysoko zadzieram nosa, ale ojciec jeszcze w żaden sposób
mi nie pomógł. Nigdy. Przez całe życie zajmuje się tylko i wyłącznie
krytykowaniem. Jedynie Fabianowi czasem uda się usłyszeć z jego ust jakieś
ciepłe słowa. Najczęściej po wygranym meczu przez jego drużynę i oczywiście pod
warunkiem, że miał szansę się wykazać.
- Jeśli spróbujesz, dam
tobie święty spokój. Miesiąc. Jeśli się nie spodoba, pójdziesz sobie gdzie
tylko zechcesz.
Wyczuwałam w tym
wszystkim jakiś podstęp, ale wizja spokoju była naprawdę kusząca. Przez kilka
minut rozpatrywałam wszelkie „za” i „przeciw”.
- Dobra – mruknęłam
wreszcie. – Miesiąc i już mnie więcej nie zobaczycie.
- Jeśli tylko tak
postanowisz.
Miałam nadzieję, że nie
będę żałować tej decyzji.
Brat przyszedł do mnie
po dziesięciu minutach. Z całą pewnością zauważył, że jestem nieco
roztrzęsiona, ale mądrze postanowił nie poruszać tematu. Nie ulegało
wątpliwości, iż ojciec już wtajemniczył Fabiana w swój plan. Co oni chcieli tym
osiągnąć? Przez miesiąc jakoś się przemęczę w Rzeszowie, a później wyjadę. Nie
czuję się w obowiązku utrzymywać kontaktów czy to z ojcem, czy innym członkiem
mojej rodziny.
________________________________________
Dzień dobry, cześć, czołem.
Wszystko, co byście chcieli wiedzieć o tym opowiadaniu
znajduje się w zakładce "Inspiracja".
Dziękuję tym, którzy w dalszym ciągu są ze mną.
Świetne. Jestem ciekawa w jakich okolicznościach spotkają się Nico z Kornelią. Powiadamiaj mnie o nowościach u mnie http://volleyball-its-my-life.blogspot.com w zakładce spam:*
OdpowiedzUsuńCóż, zaintrygowałaś mnie, bo zapowiada się naprawdę niezła akcja. :) Kornelia chce rozpocząć życie na własny rachunek, ale tatuś zawsze musi mieć jakieś ALE i ona nawet słowa nie może powiedzieć... To takie trochę przykre żyć pod dyktaturę rodziców... Jedyne pocieszenie może odnaleźć w Fabianie... Ale może jednak jej się spodoba w klubie i zostanie w nim na dłużej...? :)
OdpowiedzUsuńściskam, Patex :*
Ej, spokojnie! Też tak miałam, że zaczynałam i nie kończyłam, ale żyje się dalej, co nie?! :) Cudowny rozdział, naprawdę. W bardzo miły sposób napisany. Czekam na kolejny, informuj mnie koniecznie!
OdpowiedzUsuńPoza tym, zapraszam do siebie:
http://szczere-oszustwa.blogspot.com/